... Roxas uśmiechał się dzielnie, choć widać było, że odczuwa ból.
- Będzie dobrze, póki co musimy odnaleźć resztę. Nie da się jakoś naprawić twojego statku?
Chyba pierwsze mądre słowa jakie Roxas dotychczas wypowiedział o.O
... Próbowałam się do ciebie dodzwonić, ale nie odpowiadałaś. W końcu się zdenerwowałam i przyleciałam do domu, ale tam nikogo nie zastałam. Znalazłam kartkę z groźbą i od razu zaczęłam cię szukać. Tylko tego brakowało żebyś coś sobie zrobiła. Odwaliło ci zupełnie?! Pchać się w akcję ratunkową!...
I tak kilka minut z mojego życiorysu zajęło słuchanie jaka ja jestem głupia, nieodpowiedzialna itp. itd. Ta, przyganiał kocioł garnkowi. Sora i Riku gapili się na zmianę to na mnie to na Yale. Nagle zaświtało mi coś w głowie.
- Poczekaj, powiedziałaś, że "przyleciałaś" tutaj. Niby jak? Przecież nie umiesz latać! - przerwałam jej słowotok.
- Jasne, że nie, ale pożyczyłam sobie od Popo latający dywan.
- Zaraz, przecież dzięki niemu będziemy mogli rozejrzec się po okolicy! - wykrzyknął Sora. - Wystarczy, że jedno z nas wsiądzie na niego i poszuka Roxasa i Gento!...
( przynajmniej będzie się coś działo xD Zapominałabym - wmyśliłaś już imię dla swojej bohaterki? póki co będę zastępczo używać twojego nicku, mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza ^^ )
Offline
( Nie no nie mam sprawy, na imię jej było Lara ale nie szkodzi )
....Popatrzyłam na Roxasa z podziwem. Jego mądre słowa nie tylko mnie dotknęły ale i zdziwiły(ta jego mądrość była nie tylko niewiarygodna ale i do niego nie podobna ). Uśmiechnęłam się z żartem i uderzyłam go pięścią w rękę.
- Niby jak do cholery mamy naprawić płonący statek!?( przepraszam )
- Eeee, myślałem że....
I w tej chwili słychać było wybuch. Odrzuciło nas. Nagle poczułam że nie czuję gruntu, ledwo trzymałam się samego skrawka czegoś twardego. Gdy dym się odsłonił zobaczyłam przepaść pod moimi nogami. Byłam na samym krańcu Nibylandii. A do tego statek był w gruzach. Krzyknęłam głośno. Nie miałam się czym podeprzeć a nie miałam siły żeby się podnieść. Palce mi drętwiały. Widziałam w oddali Roxasa, który leżał niedaleko mnie. Odetchnęłam z ulgą gdy nagle prawa ręka osunęła się, trzymałam się już cudem. Myślałam że to koniec....
Offline
gdy cała reszta na latającym dywanie złapała Larę w ostatniej chwili. Potem wszyscy zdrowi wylądowali na kawałku nie naruszonej ziemi.
-Co żeście myśli, co?! Że sobie poradzicie sami w Nibylandii?! I zostawiliście biednego Roxasa samego?!
-Miło słychać że nic ci nie jest....."
-A tak przy okazji, gdzie jest kochanie?
-On jest...AA!!! nie ma go!!!
-Roxas TToTT
-Najpierw Shuubi...Teraz Roxas... Milenijny Earl na pewno chce nas zwabić...
-Macie rację...
Nagle przed wszystkimi stanęła dziwna dziewczyna.
-Kim jesteś?! - zdenerwowała się Mihoshi
-Jestem Roud Kamelot i...
Offline
-...i bardzo miło widać was zdenerwowanych- uśmiechnęła się szyderczo- Diękuje wam za to że dostarczacie mi tyle rozrywki. Z waszym kolegą będę miała więcej zabawy niż z tą małą-zaśmiała się i zniknęła
Spojrzałam na wszystkich, jakby byli mi totalnie obcy . Byłam wściekła, w ogóle nie zwróciłam uwagi na rany, które miałam po wybuchu. Zaczęłam od wszystkich odchodzić.
-Gdzie idziesz?- zapytał Sora
-Obchodzi się to!?- krzyknęłam- będąc z wami są same problemy!- ścisnęłam pięści i nie odwracałam się ani trochę- Nie wiem dlaczego nie biegniecie gdzieś w kosmos! Bo co, Roxas jest gorszy, głupszy!? W tej chwili radźcie sobie sami z tą shuubi, ja idę go poszukać i nie mam zamiaru robić tego z wami!- drgnęłam i ruszyłam dalej......
..
Offline
-O czym ty mówisz?! - zaczął Axel - Oni są dla nas tak samo ważni (no dla mnie trochę ważniejszy Roxas)! I niby dlaczego ty masz go szukać sama?! Spędziłaś z nim kilka minut, i myślisz ze już wszystko o nim wiesz?!
-Axel ma rację! Dla mnie Roxas też jest dla mnie ważny, bo jest moim bratem! -wtargną po nim Sora
Po tym Lara była oszołomiona i zaczęła sobie uświadamiać że...
Offline
...mają rację. Nie powinnam tak powiedzieć ale byłam za bardzo zdenerwowana, i wybuchłam. Przecież nie znałam żadnego z nich... oni wszyscy byli mi obcy. Nie wiedziałam kim jest ten Sora, shuubi, Mihoshii, Riku i cała reszta.
-To dlaczego po nich nie pobiegniecie?- spojrzałam na nich łagodnie, bez nerw tylko tak jak zawsze- Fakt, nie znam żadnego z was. To dlaczego poprosiliście mnie o pomoc? Przecież mnie nie znacie. Nie podejrzewaliście mnie o porwanie shuubi i teraz też Roxasa. Więc o co chodzi? Nie znacie mnie a nie osądzacie o takie rzeczy-patrzyłam na nich, lecz jedna z moich ran otworzyła się i upadłam na ziemię. Nie tak całkowicie, podpierałam się rękoma o ziemię- dzięki że mnie wyciągneliście, ale dlaczego? Co?-teraz miałam już tylko żal w oczach...
Offline
-Nie ruszaj się Lara...
-Posłuchaj - zaczęła Mihoshi - poprosiliśmy cię o pomoc, bo czuliśmy że jesteś dobrą osobą, a uratowaliśmy cię dlatego, że jakby ktoś z naszej winy zginął, to wszyscy czulibyśmy się okropnie. Teraz rozumiesz?
Potem Mihoshi uśmiechała się miło. Gdy Riku opatrzył rany wszyscy razem weszli na dywan i polecieli w kierunku...
Ostatnio edytowany przez shuubi (2012-07-22 08:26:45)
Offline
...fortecy którą im wskazałam. Miałam łzy w oczach gdy odlatywaliśmy od szczątek mojego statku.
-Echhh-westchnęłam cicho, rozejrzałam się i zesztywniałam. Wysoko było. Ale mogłam zobaczyć w oddali że wszystko i wszędzie jest puste. Ani jednej żywej istoty.
- Myślicie że ich też zapuszkują albo zrobią z nich konserwę?- patrzyłam się z uśmieszkiem na twarzy- Podobno potrawy Nibylańskie są bardzo smaczne. Moglibyśmy popróbować każdej a jak poczujemy smak przyjaciela to będziemy mogli wsadzić do trumny i modlić się.- reszta popatrzyła na mnie ze zdziwieniem i złością- no dobra, może zachowają ich na danie główne to mamy jeszcze czas- odkręciłam się i zaczęłam dumać.....
...
Offline
... Powoli zaczęliśmy zbliżać się w kierunku fortecy.
- Nie sądzę żeby taktyka "huzia na józia" tym razem zadziała - stwierdziłam cały czas mocno obejmując Axela w pasie i starając się nie patrzeć w dół ( pamiętajcie, że mam lęk wysokości, wychylenie z balkonu jest dla mnie straszne, a co dopiero lot dywanem! ) - Nie ma tutaj jakiegoś ukrytego przejścia czy coś? - spojrzałam z nadzieją na Larę.
Była jedyną dobrze poinformowaną osoba i musieliśmy bazować wyłącznie na jej wiadomościach. Lara odwróciła się w naszą stronę...
Offline
...uśmiechnęłam się. Liczyłam na takie właśnie pytanie. Wstałam nie patrząc na to że jesteśmy na dywanie i rzekłam:
-Ależ jest moja droga! Tyle że najpierw musielibyśmy przejść przez pewien zaułek, ulicę Edwarda Elrica, następnie przelecieć dywanem nad kanionem imienia Many wielkiego i ominąć całą masę straży. Później znaleźlibyśmy się w miejscu gdzie musimy wziąć maski gazowe, jest okropnie uwierzcie mi, a następnie przejść przez tunel aż do podziemi. Gdy już się tam znajdziemy będziemy musieli ominąć wielkiego strażnika, i przejść kilkaset metrów go góry- spojrzałam na wszystkich z szeroko otwartymi oczami i miną pytającą, po czym kontynuowałam- Może się wydawać to długie i monotonne ale ja znam te miejsca jak własną kieszeń- Uśmiechnęłam się czulę jak poprzednio Mihoshi.
A na to reszta.....
Offline
-A skąd ty w ogóle to wiesz?
-Byłam tu na wycieczce szkolnej ^^. Patrzcie to ten zaułek o którym mówiłam! Musimy teraz zsiąść z dywanu.
-Ale dlaczego?
-Bo...
Offline
... booooo .... tak! Naprawdę chcesz wiedzieć?- Uśmiechnęłam się lekceważąco- to ci powiem jak już się wszystko skończy. Ta wycieczka była do kitu. A jeżeli mam być tak w stu procentach szczera, to ja w tym miejscu mieszkałam od urodzenia. To jest tym bardziej podejrzane ale wyruszyłam stąd jak byłam w wieku Mihoshi czyli półtorej roku temu. Stara jestem nie?- złapałam się za policzek- no ale nic na to nie poradzę. No, dość gadania przecież musimy uratować 2 znajomych- zaczęłam mruczeć do siebie- a może go nie porwali? Przecież ledwo przed tym jak mnie złapali go widziałam- spojrzałam w stronę z której ruszyliśmy- A JAK GO NIE PORWALI?!- krzyknęłam, dopiero teraz zauważyłam że powiedziałam to na głos. Odwróciłam głowę i zaczęłam udawać że jestem czymś zajęta
Offline
-Co miałaś na myśli kiedy powiedziałaś że "go nie porwali" - zaczął podstępnym głosem Sora
-A czy to ważne? Lepiej chodźmy, przecież Roxas i Shuubi czekają. ^^"
-Racja...
Wszyscy ruszyli więc dalej przez zaułek.
Tym czasem w fortecy Milenijnego Hrabi i Road Kamelot działy się okropne rzeczy...
-No mała, jeszcze żyjesz? - krzyczała szyderczo dziewczyna
Nie daleko, na podłodze leżała Shuubi z której krew spływała strumyczkami.
-Nie dam się... nie... teraz... nie mogę umrzeć... NIE!!!
-Strasznie z ciebie wnerwiająca świnia... Było by lepiej dla ciebie gdybyś już umarła... - powiedziała to podnosząc jej krwawą twarz parasolką
-Roxas... - Shuubi spojrzała w stronę chłopca, który leżał nie przytomny - Proszę...Pomóżcie mi...
Tym czasie...
(później mam zamiar zrobić mnie zakrwawionej... zobaczymy czy będzie przytrafiało o dreszcze...)
Offline
... nie mogłam już tak iść powoli, więc zaczęłam biec
Reszta zaczęłam podążać za mną, Riku odezwał się do mnie
-Dlaczego tak szybko biegniemy?
- Bo z tego co pamiętam ta wycieczka trwała 2 dni. A mieliśmy samolot- przystanęłam- jak chcesz możemy iść tydzień, ale z shuubi już nic nie zostanie a po Roxasie zostaną tylko kości.
- Strasznie lubisz się z kogoś nabijać co?
- Nie. Ale mówię że to może być realne, najczęściej tak ludzie tu kończyli. W sumie niektórzy mieli nawet bezbolesną śmierć bo się poddawali. Czy to wam czegoś nie uświadamia?........
Offline
- Mi jedno, że musimy się śpieszyć - powiedziałam zaciskając pięści. - Cokolwiek z nimi zrobią Shuubi i Roxas się tak łatwo nie poddadzą. Są twardzi i przede wszystkim uparci, może na to nie wyglądają, ale bardzo trudno złamać ich ducha. Nie możemy ich zawieść... ale zaraz! Jaka ze mnie skończona idiotka! - walnęłam się z rozpędu w czoło.
Wszyscy patrzyli na mnie zaskoczeni.
- Dała mi to Yale, na odchodnym, może znajdziemy coś co może nam się przydać - powiedziałam, nerwowo przeszukując kieszenie.
W końcu znalazłam niewielkie, metalowe pudełeczko. W środku znajdowały się dwie kapsułki. Jedna oznaczona numerkiem, na drugiej ktoś nagryzmolił słowo bagaż.
- Co to jest? - spytał z zaciekawieniem Riku, ale ja tylko nakazałam reszcie odsunąć się na bezpieczną odległość.
Wcisnęłam kapsułkę i rzuciłam ją kawałek od nas. Upadła z cichym puff, a po chwili z kłębów dymu naszym oczom ukazał się helikopter...
Offline